Kim był Henry Ford? Przedsiębiorcą nastawionym wyłącznie na zyski,
przyjacielem Hitlera, filantropem?
Sukces firmy Henry'ego Forda wynikał z dwóch kluczowych zasad:
koncentracji produkcji oraz inżynierii moralnej. Pierwsza
sprowadzała się do zlokalizowania wszystkich procesów wytwarzania
w jednym miejscu. Powiązane z nią były automatyzacja i
standaryzacja produkcji, zmiany w logistyce oraz minimalizacja
marnotrawstwa. Praktycznie każdy odpad poddawano ponownemu
przetworzeniu. Drugim obszarem była sprawiedliwość społeczna
rozumiana nie tylko jako równorzędne traktowanie pracowników i
mobilizowanie ich do wysiłku poprzez szereg pozapłacowych
udogodnień. Tak rozbudowanego i nastawionego na człowieka systemu
próżno szukać nawet w dzisiejszych korporacjach. Ich działy
personalne oraz rekruterzy mogą garściami czerpać z pomysłów
Forda.
Pracownik na wagę złota
W 1927 roku przedsiębiorstwo na pół roku wstrzymało działalność.
Rynek przejadł się już modelem T, stającym się przestarzałą
konstrukcją. Potrzebne były zmiany, ale nie dotknęły one w
jakimkolwiek stopniu pracowników. W okresie przestoju żaden z nich
nie stracił pracy. Ponownie powrócili do poziomu produkcji 8000
pojazdów dziennie przy cenie sprzed dwóch lat, czyli 290 dolarów.
Wszyscy zatrudnieni mieli świadomość, że uczestniczą nie tylko w
rozwoju firmy, ale przede wszystkim wyznaczają światowe standardy
organizacji dla przemysłu. Od chwili dostarczenia węgla i żelaza
do uzyskania finalnego samochodu mijały raptem 4 dni. Fabryka w
River Rouge była zaopatrywane w surowce z własnych złóż, a w
dostawach uczestniczyły własne statki. Prąd wytwarzała własna
elektrownia o mocy ponad 400 megawatów zużywająca 800 ton węgla
dziennie. Montownie łączono z punktami sprzedaży. W ten sposób
powstała sieć kilkudziesięciu lokalizacji w USA i Europie, gdzie
za centrum obrano Kopenhagę. Za całym przedsięwzięciem stał
Henry Ford, który, dopiero gdy zdał sobie sprawę z efektu skali,
zrezygnował z samodzielnego sprawdzania każdego samochodu. Zresztą
produkował nie tylko auta. Jego nazwiskiem sygnowane były również
traktory i samoloty.

Foto: Domy fordowskich robotników.

Foto: Parking przed fabryką Forda.
Same zakłady w Highland Park i River Rouge zatrudniały 100 000 osób, co
stanowiło połowę kadry. Ford postrzegał swoją rolę wobec nich
jako misję społeczną. Pracownikom wystarczały dwie pensje, aby
kupić samochód. W krótkim czasie ich wynagrodzenie wzrosło o
ponad 50% przy jednoczesnym skróceniu czasu pracy. Oprócz
wypłacania 8 dolarów za godzinę, zakłady Forda gwarantowały
opiekę lekarza i prawnika, a także dostęp do infrastruktury
sportowej. Dodatkowo wynagradzane były inicjatywy
racjonalizatorskie, a osoby znużone monotonią wykonywania na
convoyerach (taśmach) powtarzalnych czynności mogły rotować na
stanowiskach. W następstwie wypadków pracownicy przechodzili
rehabilitację i wracali na swoje lub inne miejsce adekwatne do ich
stanu zdrowia. Idealnym rozwiązaniem, w opinii Forda, było łączenie
mieszkania na wsi z pracą w mieście. Pracownicy mogli zdecydować o
tym samodzielnie, przy czym sporą pokusą były domy budowane
specjalnie dla robotników. Myśląc o pełnym zapleczu dla "swoich
ludzi", Ford zapragnął stworzyć miasto idealne.
Utopia czy niedościgniony ideał?
Ford wyprodukował pierwszy samochód zgodnie ze swoimi ideami dopiero w
wieku 45 lat. Zbicie fortuny zajęło kilka kolejnych lat. W
ówczesnej rzeczywistości po przedsiębiorcy można by się
spodziewać chęci korzystania z uroków życia. Tymczasem Ford
postanowił zbudować miasto idealne, a jednocześnie zapewnić sobie
dostawy kauczuku. Produkcja opon uzależniona była wówczas od
dostaw z Azji. Kartele, które opanowały ten rynek, wpływały na
cenę surowca. Rząd USA wspierał poszukiwanie innych źródeł
zaopatrzenia.
Ford wybrał Brazylię, choć nigdy w niej nie był. Zaufał ocenom
ekspertów i skuteczności prawników, którzy zadbali o regulacje
wywozu kauczuku i dostaw samochodów. Fordowska Companhia Industrial
do Brasil w 1928 roku zapewniła sobie na 12 lat ponad 10 tysięcy
kilometrów kwadratowych przestrzeni i ochronę podatkową. W zamian
firma zobowiązana była do przekazywania lokalnym władzom 9%
wypracowanych zysków. Do terenu szybko przylgnęła nowa nazwa -
Fordlandia - pisała Mary Dempsy dla Michigan History. Pomysłodawca
projektu powielił w nim to, czego najbardziej oczekiwał po swoich
inicjatywach. Idea samowystarczalności przyświecała budowie
elektrowni, linii energetycznych, dróg, wodociągów, sklepów.
Powstawało miasto idealne. Plantacja borykała się jednak z
problemami, o których zapomniano w euforii powoływania do życia
nowego miejsca. Liczne choroby oraz insekty odstraszały mieszkańców
Michigan od przeprowadzki. Do zmian zachęcały trzy
szkoły, szpital i formowanie otoczenie. Posadzono 1,4 mln drzew,
wyrównywano teren, ale klimat, komary i tęgoryjce wydały na to
miejsce wyrok.
W 1934 roku Fordlandia działała już z okrojonym personelem, ponieważ
znaleziono nową lokalizację dla plantacji. Inwestycja w Brazylii wywołała
początkowo migrację zarobkową wśród lokalnej ludności. Dobre
płace i opieka lekarska nie zjednały w pełni tubylców. Do
ostatecznego upadku Fordlandii przyczynił się brak zrozumienia
różnic kulturowych, choćby kuchni samoobsługowej. Brazylijczycy
przyzwyczajeni do podawana posiłków do stolika postrzegali inny
sposób stołowania się jako oczekiwanie od nich dodatkowej pracy.
Wywołało to zamieszki i położyło kres współpracy w tym
regionie. Koszty inwestycji szacowano na 20-30 milionów dolarów.
Szczytne cele
Henry Ford wraz z synem Edselem w 1936 roku powołali fundację, zasilając
ją dolarami i udziałami w firmie. Po śmierci fundatorów
instytucja nadal działała na rzecz praw człowieka i przeciwdziała
wykluczeniu społecznemu. Pod okiem Henry'ego Forda II, najstarszego
syna Edsela, stała się jedną z najbardziej rozpoznawalnych
organizacji w trzecim sektorze. Po sprzedaży ostatniej transzy
udziałów w Ford Motor Company w 1974 roku dalej działała,
pracując na nazwisko swoich założycieli. W gronie zarządzających
ma światowych polityków, biznesmenów i działaczy społecznych.
Praca na rzecz dobra publicznego przejawiała się początkowo w
realizacji celów zdrowotnych, edukacyjnych i naukowych. Stąd w
pierwszych latach wsparcie dla Szpitala Henry'ego Forda czy Muzeum
Henry'ego Forda.
Zaangażowanie w problemy trzeciego świata potwierdził wybór New Delhi dla
pierwszego z biur poza USA. Fundacja była szczególnie aktywna w
Afryce, Ameryce Łacińskiej i Azji. Małe pożyczki dla biednych
mieszkańców Bangladeszu pozwoliły poprawić ich los. Założenie
Grameen Banku, finansującego te działania, docenił Komitet
Noblowski. Po 30 latach od rozpoczęcia udzielania mikrokredytów
Grameen Bank i jego założyciel Muhammad Yunus otrzymali pokojową
Nagrodę Nobla "za ich wysiłki na rzecz stworzenia warunków do
ekonomicznego i społecznego rozwoju od podstaw".
Fundacja wspierała przedsięwzięcia artystyczne i edukacyjne. Dzięki niej
powstał między innymi program Ulica Sezamkowa. Obecnie coroczne
granty Fundacji liczone są w setkach milionów dolarów.
Po ciemnej stronie
Jakże odległe od działalności Forda i fundacji jego imienia są karty
historii, które zapisał sam Henry, sponsorując gazetę The
Dearborn Independent. W latach 20. XX wieku jej nakład rozchodził
się błyskawicznie po świecie. Doczekała się również zwartego
wydania. Opatrzona nagłówkiem "The Ford International Weekly"
nie pozostawiała złudzeń, kto za nią stoi. Jej treść była
antysemicka, a pod urokiem artykułów byli nawet Heinrich Himmler i
Adolf Hitler. Seria publikacji "Międzynarodowy Żyd: światowy
problem" wzbudzała konsternację i protesty. Władze nie
podjęły jednak skutecznych działań przeciwko tak negatywnej
działalności Forda. Gazetę zamknięto dopiero pod koniec 1927 roku
po procesie wytoczonym przemysłowcowi przez żydowskiego prawnika.
Działalność wydawnicza Forda kłóciła się z zasadami, których trzymał się w
biznesie. Nie dyskryminował pracowników ze względu na kolor skóry,
pochodzenie, płeć i stan zdrowia. Zatrudniał zatem Murzynów,
Żydów, kobiety i niepełnosprawnych. Takie podejście nie było
zwyczajne w tamtych czasach. Jego tytuł uczynił jednak z Forda
jednego z największych orędowników uprzedzeń religijnych i
rasowych. 700 000 czytelników utwierdzało się w swoich negatywnych
przekonaniach lub ich nabywało. Adolf Hitler przyznał, że
inspirował się lekturą od Forda. Jego portret zdobił nawet biuro
przywódcy Trzeciej Rzeszy. Przyjaciele i współpracownicy Forda
wielokrotnie mówili mu o tym, jaką wymowę ma jego gazeta. Ford
zasłaniał się tym, że nie pisze żadnych artykułów, czyta
jedynie nagłówki, a jego tytuł prasowy ma dużą niezależność.
Wyjaśnieniom tym przeczyła bliska więź, łącząca Forda z
Hitlerem. Fundowania prezentów dla Führera i odwdzięczania się
poprzez przyznanie Orderu Orła Niemieckiego nie można traktować
jedynie w kategorii lobbowania za ideą samochodu dla ludu.