Nieco ponad 13 mln zł za sztukę. I nie będzie można poruszać się nim po ulicy! Tyle będzie kosztować Aston Martin DB5 wzorowany na legendarnym samochodzie Jamesa Bonda z filmu Goldfinger. Producent i wytwórnia EON Productions zapowiadają maksymalne zbliżenie się do oryginału. Wprowadzone modyfikacje mają tylko wpłynąć na komfort oraz jakość legendarnego pojazdu.
W laboratorium Sekcji Piątej niepodzielnie rządził Q. To on przekazał agentowi Jej Królewskiej Mości auto z katapultowanym siedzeniem. Nie był to jedyny gadżet, w który wyposażono Aston Martina. Brytyjski wywiad doposażył samochód w broń i rozpoznawalne po dziś dzień obrotowe tablice rejestracyjne. Właśnie z nimi sprzedawany będzie DB5. Pierwsze dostawy zaplanowano na 2020 rok. Produkcja będzie zwiększona o 3 egzemplarze. Dwa pozostaną w fabryce i wytwórni filmowej. Jeden trafi na aukcję charytatywną.
Auto, za kierownicą którego usiadł Sean Connery, zyskało ogromną popularność także dzięki modelom w skali 1:43. Już w 1965 roku sprzedano 2 500 000 samochodzików. Nic dziwnego, że ówczesne pokolenie nie mogło przeoczyć tak charakterystycznej konstrukcji.
W filmie z 1964 roku użyto dwóch pojazdów - z gadżetami i bez nich. Powrót kultowego modelu, naszpikowanego nietypowymi akcesoriami, jest możliwy dzięki współpracy z Chrisem Corbouldem. Odpowiadał on za efekty specjalne w filmach z 007. Laureat Oscara, jak rzadko kto, wie, co trzeba zrobić, aby samochód w 100% nawiązał do swojej epoki, jak i sprostał wyzwaniom narzuconym przez twórców filmu. Dzięki temu powstanie samochód na miarę oczekiwań kolekcjonerów.
Foto: Aston Martin
sobota, 29 września 2018
piątek, 21 września 2018
Jeannot. Specjalista od zakrętów
Na trasie Rajdu Korsyki w latach 80. XX wieku nie było prostych odcinków dłuższych niż 80 metrów. Podczas trzydniowej imprezy trzeba było pokonać 10 000 zakrętów. Taki krajobraz odpowiadał francuskiemu kierowcy, który dwukrotnie był najlepszy podczas ultratrudnych zmagań. Jean Ragnotti dzięki swoim ekwilibrystycznym wyczynom zyskał dodatkowy przydomek akrobaty. Na co dzień nazywano go jednak "Jeannot".
Rajd Korsyki liczył sobie 1600 kilometrów. 75% z nich stanowiły próby czasowe. Mogło być ich więcej niż 6 dziennie. Obecnie na śródziemnomorskiej wyspie rajdowcy mają do przejechania aż o 700 kilometrów mniej. To wciąż sporo, zważywszy, że linia brzegowa wyspy ma 1047 kilometrów. Dwie trzecie jej powierzchni stanowią góry o wysokości od 300 do 2700 m n.p.m. Nic dziwnego, że wyścig jest jedną długą serpentyną, nieprzerwanie testującą wytrzymałość błędnika.
Ragnotti zwyciężał na Korsyce w latach 1982 i 1985. Ostatni z triumfów miał miejsce podczas zapoczątkowanej wówczas czarnej serii na Korsyce. Attilio Bettega zginął, prowadząc Lancię 037 Rally. Rok później śmierć ponieśli jadący razem Henri Toivonen i Sergio Cresto. W kolejnej edycji tragicznego wypadku nie przeżyli Jean-Michel Argenti i Jean Marchini. Pomimo tak strasznych wydarzeń Rajd Korsyki rozsławili Bernard Darniche i Didier Auriol. Obaj wygrali po sześć edycji tej imprezy.
W 1982 roku jednym z faworytów w Rajdzie Korsyki był Jean-Claude Andruet, do tej pory trzykrotny zwycięzca tej imprezy. Team Ragnottiego, analizując prognozę pogody, zdecydował o założeniu opon przeciwdeszczowych. Jego rywal tego nie zrobił, co zaowocowało kolejnością: Renault 5 Turbo, Ferrari 308. Trzeba jednak przyznać, że Jeannot również miał dobre notowania. Rok wcześniej wygrał w Monte Carlo, dwa lata wcześniej był najlepszy w Rajdowych Mistrzostwach Francji (powtórzył to jeszcze w 1984 roku). Należy zatem uczciwie przyznać, że w 1982 roku nie było sensacji. Zresztą sam Ragnotti przyznał, że start po prostu się udał, nie miał żadnych problemów i tylko jechał do mety.
Jean Ragnotti jest prawdziwym rajdowym obieżyświatem. Startował w kilkunastu cyklach wyścigów, stając dziewięć raz na podium w generale i odnosząc aż dziesięciokrotnie więcej zwycięstw na odcinkach specjalnych. Przygniatająca większość sukcesów "akrobaty" była związana ze startami za kierownicą modeli Renault. 19-letnią karierę zakończył w wieku 51 lat, bynajmniej nie z powodu wieku. W 1996 roku uznał, że współczesne samochody nie dają już takiej satysfakcji, jak konstrukcje z lat 60.-80. XX wieku. Przywiązanie do aut z poprzedniej epoki potwierdza piastowanym stanowiskiem. Na co dzień zarządza działem Renault Classic i nadal jest często widywany na torach wyścigowych, choć w innej roli.
Foto: Renault
Rajd Korsyki liczył sobie 1600 kilometrów. 75% z nich stanowiły próby czasowe. Mogło być ich więcej niż 6 dziennie. Obecnie na śródziemnomorskiej wyspie rajdowcy mają do przejechania aż o 700 kilometrów mniej. To wciąż sporo, zważywszy, że linia brzegowa wyspy ma 1047 kilometrów. Dwie trzecie jej powierzchni stanowią góry o wysokości od 300 do 2700 m n.p.m. Nic dziwnego, że wyścig jest jedną długą serpentyną, nieprzerwanie testującą wytrzymałość błędnika.
Ragnotti zwyciężał na Korsyce w latach 1982 i 1985. Ostatni z triumfów miał miejsce podczas zapoczątkowanej wówczas czarnej serii na Korsyce. Attilio Bettega zginął, prowadząc Lancię 037 Rally. Rok później śmierć ponieśli jadący razem Henri Toivonen i Sergio Cresto. W kolejnej edycji tragicznego wypadku nie przeżyli Jean-Michel Argenti i Jean Marchini. Pomimo tak strasznych wydarzeń Rajd Korsyki rozsławili Bernard Darniche i Didier Auriol. Obaj wygrali po sześć edycji tej imprezy.
W 1982 roku jednym z faworytów w Rajdzie Korsyki był Jean-Claude Andruet, do tej pory trzykrotny zwycięzca tej imprezy. Team Ragnottiego, analizując prognozę pogody, zdecydował o założeniu opon przeciwdeszczowych. Jego rywal tego nie zrobił, co zaowocowało kolejnością: Renault 5 Turbo, Ferrari 308. Trzeba jednak przyznać, że Jeannot również miał dobre notowania. Rok wcześniej wygrał w Monte Carlo, dwa lata wcześniej był najlepszy w Rajdowych Mistrzostwach Francji (powtórzył to jeszcze w 1984 roku). Należy zatem uczciwie przyznać, że w 1982 roku nie było sensacji. Zresztą sam Ragnotti przyznał, że start po prostu się udał, nie miał żadnych problemów i tylko jechał do mety.
Jean Ragnotti jest prawdziwym rajdowym obieżyświatem. Startował w kilkunastu cyklach wyścigów, stając dziewięć raz na podium w generale i odnosząc aż dziesięciokrotnie więcej zwycięstw na odcinkach specjalnych. Przygniatająca większość sukcesów "akrobaty" była związana ze startami za kierownicą modeli Renault. 19-letnią karierę zakończył w wieku 51 lat, bynajmniej nie z powodu wieku. W 1996 roku uznał, że współczesne samochody nie dają już takiej satysfakcji, jak konstrukcje z lat 60.-80. XX wieku. Przywiązanie do aut z poprzedniej epoki potwierdza piastowanym stanowiskiem. Na co dzień zarządza działem Renault Classic i nadal jest często widywany na torach wyścigowych, choć w innej roli.
Foto: Renault
Subskrybuj:
Posty (Atom)